Liryka

Kutuła rządzi światem

Kutuła rządzi światem
zabełkotał do nas buńczucznie

Ale nie moim
odparowałem wprost w gębę
okolicznego sobiepana

Ale nie moim – Kutuła

Ktoś trzeźwy nawet się zaśmiał
czyli wszystko ze mną w porządku

Nie jestem taki bezbronny
na jakiego wyglądam

Wiem jak zdobywać mir
wśród chłopów sterczących pod sklepem

Lecz w gruncie rzeczy
nie jestem wcale pewien
czy stukilowe cielsko
nie ma jednak racji

Moje liryczne księstewko
nie oprze się żywej wadze
ludu delirycznych Kutułów
i ich niepiśmiennych pobratymców

A istota prawdziwej poezji
nie zna przecież pojęcia
dyplomacja

Odlot Hrabala

Starość nie radość powiadają

Jestem już stary fakt
i siwy zupełnie jak gołąbek
na parapecie
szpitalnego okna

Na dodatek straszny ze mnie nudziarz
i pewnie na trzeźwo
trudno to dłużej wytrzymać

Tylko koty są wyrozumiałe
nie okazują lekceważenia
i nie peszą mnie nadmiernym szacunkiem

Wielka szkoda
że nie mam ich ze sobą
może zawarłyby z gołębiami
pakt o nieagresji

No właśnie: są gołębie
Pora nakarmić te obżartuchy
uchodzące wbrew swojej naturze
za niewiniątka

Młodszym przez myśl to nie przejdzie
Nawet tutaj w szpitalu
uważają że powinni ich wyręczać

tacy jak ja infantylni
starcy na emeryturze
dla których czas to nie pieniądz

Jeden samiec ze stada
zaczyna się trochę oswajać
i gotów siąść mi na głowie
całkiem jak Duch Święty

Obaj nie grzeszymy pobożnością
ale gdy frunie wprost na mnie
świeczki stają mi w oczach

Chociaż po cichu przypuszczam
że kiedyś zwyczajnie mnie osra
Tak Jestem stary świntuch
i ciągle trzymają mnie się żarty
na złość ponuractwu świętoszków
o prawdziwie gołębich
– nomen omen – sercach

Świntuszę i dobrze się trzymam
bo nie znam nikogo starszego
żeby się nim wyręczyć

i spocząć
na marach
laurów

(z tomu Niedoraj, Zielona Sowa, Kraków 2000)

Sonet tragikomiczny

Wszyscy jesteśmy trochę elegijni
i w tej elegijności strasznie czasem śmieszni
gdy zwykła tęsknota po prostu zapiera dech
albo ćmi – zgoła niemetafizycznie – jak ząb

Wszyscy bywamy podobnie żałośni
gdy brakuje dublerów do wstydliwych ról
przerastających nas – przemądrzałych statystów –
pchających się nie w porę na pierwszy plan

Wszystkich tak samo pustoszy pycha
niczym niewidzialna szarańcza
bujną jałowość krain zbyt bezpiecznych

Bezwiednie parodiujemy wielkie monologi
przed ogłupiałą ze zdumienia publicznością
która – wstydząc się za nas – nie śmie się śmiać

(z tomu Niedoraj, Zielona Sowa, Kraków 2000)

Niedoraj

Tej nocy już nie będzie
pożaru w dłoniach
źrenicach pachwinach

Ta noc nie będzie przytulna
Pieszczoty się rozpierzchły

Wypłoszone opuszkami
niezgrabnych palców

Stremowanego wirtuoza
rojeń o raju niedorajdów

(z tomu Niedoraj, Zielona Sowa, Kraków 2000)
http://www.merlin.com.pl/katalog/4/188475.html

Szept

Przybój rozpaczy skrapla się w oczach,
za gardło ściska brak. Pustka po tobie.

Nie było między nami czułych słów.
Najbardziej rozmawialiśmy milcząco.
Zdumiewała mnie łagodna mądrość,
której mi brak tak samo jak ciebie.

Chciałbym jak dziecko się przytulić,
żeby mnie przeniknęła twoja dobroć,
niemal nieziemska delikatność,
której mi nie dość, choć żyję wśród wilków.

Ja – sztukmistrz, kuglarz, żongler słów,
bezradnie i niezdarnie dzisiaj po nie sięgam,
onieśmielony, jak gdybym się uczył
nazywać wszystko w nie znanym języku.

Jakbym nazywał rzeczy od nowa,
bojąc się, że bezwiednie
albo przez godną kary nieuwagę
mogę je nazwać opacznie. Sfałszować.

Ty teraz – jeśli tam to potrzebne –
znasz inną mowę. Tutaj nie pojętą.
Lecz jeżeli pamiętasz rodzime narzecze,
jeszcze raz wybacz. Więcej, niż śmiem prosić.

(z tomu Niedoraj, Zielona Sowa, Kraków 2000)

Nocami odprawiam gusła

Nocami odprawiam gusła przy kuchennym stole
pilnuję ognia w piecu trwonię czas na pasjanse

Z lubością czytam i ślę listy elektroniczne
z czystego wyrachowania zmywam stosy naczyń

Rozpaskudzone psy mają mnie za pomiotło
wypuszczam je i wpuszczam na każde skinienie ogona

Nie okazują szacunku swojemu bądź co bądź panu
toteż gnuśnie i krnąbrnie pełnię lokajską powinność

I jaki tam ze mnie guślarz najwyżej kuglarz i trefniś –
nawet we własnych psach nie budzę należnego respektu